ChampionMan Duathlon Czempiń 2018 (etap 2)

Sobota, 12 maja 2018 · Komentarze(12)
ChampionMan Duathlon Czempiń - najdłuższy szosowy duathlon w Polsce.
Do wyboru dystans Sprint i Długi - jako zupełny nowicjusz wybieram oczywiście... wariant Długi - 10 km biegiem, 60 km rowerem i ponownie 10 km biegiem. Jakiś czas potem postanawia dołączyć do mnie Krzysiek.

Dzień przed, czyli motywacja i nie tylko
Wspólnie przyjeżdżamy do Czempinia w piątkowy wieczór. Odbieramy pakiety startowe i zaczynamy czuć atmosferę imprezy oraz lekki niepokój... Co my tu robimy?

Przyglądając się wycieniowanym zawodnikom, ich maszynom... chyba tu nie pasujemy...

Nasze rowery są nieco inne © djk71

Strefa zmian jeszcze pusta © djk71

Właściwie powinniśmy pojechać na kwaterę się przespać, ale zapowiedziano właśnie spotkanie z Jerzym Górskim - człowiekiem legendą. Niektórzy słyszeli o nim już dawno, inni dowiedzieli się przy okazji filmu " Najlepszy". Człowiek, który w wyniku uzależnienia był bliski śmierci, a zdobył mistrzostwo świata w podwójnym IronManie - dystans 7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegu pokonał w czasie 24 godzin, 47 minut i 46 sekund. Zrobił też wiele innych rzeczy, ale przede wszystkim wygrał z sobą.

Jerzy Górski na prelekcji © djk71

Nie mogę opuścić tego spotkania, tym bardziej, że przyjechałem z książką, chcąc prosić Jurka o kilka słów wsparcia dla kogoś kto tego bardzo potrzebuje. Choć może to głupie, to mój start w tych zawodach też ma być takim wirtualnym wsparciem...

Po sympatycznym spotkaniu, dostaję wpis w książce i... zostaję na prelekcji filmu. Nie ja jeden będę go oglądał po raz kolejny.
Po filmie, już w nocy docieramy do swojego pokoju. Zmęczeni, ale warto było zostać.

Przed startem
Przyjeżdżamy do Czempinia na dwie godziny przed startem. Wyciągamy rowery oklejamy rowery i kaski. Smarujemy łańcuchy, ja zakładam lemondkę.

Rower oznakowany © djk71

I długie rozmyślanie co mam zabrać do strefy zmian. W czym wystartować? Nie mam stroju do triathlonu, więc pozostaje:
- start w spodenkach biegowych - nie pamiętam kiedy ostatni raz jeździłem na rowerze bez "pampersa", poza tym jak znam życie po biegu będą mokre...
- start w spodenkach rowerowych - nie wyobrażam sobie biegania w nich,
- dwukrotne przebieranie się w strefie zmian - jak znam życie to i bez tego sporo czasu tam stracę...
W końcu wybór pada na spodenki do biegania. Choć oczywiście przy moim asekuranctwie biorę rowerowe do torby i zostają w strefie zmian.

Jako, że mamy jeszcze chwilę czasu, postanawiamy podjechać do bankomatu, bo mamy zero gotówki, a na mecie może się przydać. Jedziemy, hamuję i... koło się przestaje kręcić :-( Co jest? Już wiem, zakładając lemondkę... przygniotłem linkę od hamulca przedniego. Brawo ja :-( Do tego... siodełko lata.... No tak, ostatnio pożyczyłem i wraz ze sztycą i... nie zdążyłem zauważyć, że nie jest przykręcone :-( Brawo ja po raz drugi.

Poprawki, bankomat i idziemy oddać rowery. 

Rower oddany © djk71

Szybkie przywitanie z Dawidem (a raczej tym co z niego zostało ;) - dawno się nie widzieliśmy) i po chwili ruszamy na rozgrzewkę. Ciepło. Dla mnie za ciepło. Nie lubię takiej pogody, a szczególnie biegania w słońcu.

Jeszcze pełni optymizmu © djk71



Przed startem uświadamiam sobie, że... wszystkie żele, batoniki... zostały w aucie... Super. Przed kilkugodzinnymi zawodami... Brawo ja po raz trzeci... :-(

Na ściance :-) © djk71

Część pierwsza - bieg - 10 km
Ruszamy na dwie pętle po 5 km. Ruszam... z tłumem czyli od razu za szybko :-( Efekt? Temperatura i tempo i po 150 metrach puls 185+ :( I tak już zostanie kiedy tylko będę biegł. W pewnym momencie dojedzie nawet do 200.
Niestety co jakiś czas przechodzę do marszu. Jest ciężko i ciepło. Bardzo. Kilka razy łapie mnie kolka :(



Na duchu podnosi dopingujący na trasie tłum. Punkty żywieniowe są doskonałym pretekstem do odpoczynku. Ponieważ po 2,5 km jest nawrotka to na trasie mijam się ze znajomymi. Z jednej strony widzę na ile mi uciekli, z drugiej przecież dziś ścigam się tylko ze sobą i z limitem czasu.

Druga pętla wcale nie jest łatwiejsza, ale udaje się ją ukończyć. Kiedy dobiegam do strefy zmian niewiele rowerów wisi oprócz mojego, większość już na trasie.



Zmieniam buty i... decyduję się zmienić koszulkę. Ta, którą mam na sobie jest przemoczona, rowerowa nie tylko jest sucha, ale też mogę się rozpiąć i wrzucić do kieszonek dętkę i pompkę.




Część druga - rower - 60 km

Wybiegam z rowerem na start i ruszam.

O dziwo daję radę jechać. Gładki asfalt. Prędkość spokojnie ponad 30 km/h. Jest dobrze przez.... pierwsze 7 km W tym momencie czuję potężny skurcz prawej łydki... Niedobrze. Próbuję coś z tym zrobić. Wypinam nogę i pedałuję tylko lewą. Trochę puszcza, ale każda próba wpięcia buta w pedał powoduje kolejne skurcze. Czyżby to miał być koniec zabawy? Szlag by to trafił :-(



Cały czas jadę, ale skurcz co chwilę wraca. Zmieniam nieco pozycję i jest lepiej. Pytanie na jak długo. Jadę. W mijanych wioskach fantastyczny doping mieszkańców, zarówno tych najmłodszych, jak i najstarszych. Chce się jechać. Po 15 km nawrotka i powrót.



Potem druga pętla. Tym razem jedzie się nieco ciężej. Zmęczenie? Pewnie tak. Kibice wciąż na trasie fantastycznie dodają otuchy... przy nich nie można odpoczywać, trzeba dawać z siebie wszystko.

W końcu dojeżdżam do mety. 60 km za mną. Schodzę z roweru i.... chciałem pobiec z nim do strefy zmian... a nie potrafię iść... Masakra. Powoli dochodzę do swojego stanowiska. Odwieszam rower, zmiana butów i koszulki i... przede mną 10 km biegu. Tylko jak, skoro ledwo chodzę?

Część trzecia - bieg 10 km
Wychodzę ze strefy i próbuję biec. Ciężko, ale udaje się truchtać. Przynajmniej przez chwilę. Potem marsz, znów trucht i tak już będzie do końca. Ktoś pokonujący trasę w podobny sposób jak ja (a jest takich wiele) rzuca, że Galloway byłby z nas dumny :-)  Dobrze, że choć trochę słońce zaszło. Z trudem kończę pierwszą pętlę.



A przede mną jeszcze 5 km. Wiem, że to zrobię, choćby na czworaka, ale zrobię i zmieszczę się w limicie czasu, ale jest ciężko.
Tym bardziej, że większość zawodników już jest na mecie.

Na trasie walczą jeszcze niedobitki, takie jak ja. Ci którym się wydawało, że to bułka z masłem. Przecież nie raz biegałem po 10 i więcej kilometrów, 60 km na rowerze też nie robi  wrażenia. Ale w zestawie już tak, ale o tym trzeba się przekonać samemu w praktyce.



Walczę z ostatnią pętlą. Wiem, że to zrobię, wiem, że nie będę ostatni i... dzięki temu jest łatwiej. Na bufetach już nie biorę picia. Nie mogę. Mam wrażenie, że w żołądku już zalęgły mi się żaby. Boli mnie brzuch.

Ale to już końcówka. Znów biegnę i mimo podbiegu przed ostatnim zakrętem wiem, że będę już biegł do samej mety.



Widok mety i głos spikera dodaje mi sił. Chcę skakać z radości.



Zrobiłem to!
Meta
Przekraczam linię mety, jakieś zdjęcia gratulacje, Jurek Górski przybija mi piątkę.




Jest super. Mam łzy w oczach, zrobiłem to dla siebie i nie tylko...



Jeszcze łyk czegoś do picia na mecie i.... zaczynam czuć ból. Straszliwy ból promieniujący gdzie od okolic pach w dół, po obu stronach. Nie mogę zrobić kroku, nie mogę stać, nie mogę się ruszać. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Czuję strach. Nie wiem co to. Arek mówi, że to pewnie od roweru, ale z niego zszedłem 1,5 h temu.

Idę po rower i rzeczy. Idę - nie oddaje tego co robię - raczej próbuję tam dotrzeć. Schylam się, zbieram rzeczy, ściągam rower i... nie mogę się ruszyć. Do już istniejącego bólu dochodzi jakiś dziwny ból stóp, jakby coś je wykręciło na wszystkie strony. Teraz już naprawdę trudno się ruszyć. Na szczęście po chwili ból łagodnieje.

Obserwuję jak Krzysiek udziela wywiadu jakiejś telewizji. Celebryta :-)
Po chwili idziemy do auta. Nie mam siły na nic. Próbujemy ustalić co dalej, czy się kąpiemy, czy najpierw jemy, a może pakujemy. Chyba ciężko się ze mną rozmawia, bo widzę, że Krzychu na przemian dziwnie się na mnie patrzy lub śmieje ze mnie. Nie mam sił, ale jestem szczęśliwy. Obaj jesteśmy.

Już na mecie z medalem © djk71

Krzysiek też szczęśliwy © djk71

W końcu udaje nam się jakoś pozbierać, spakować. Idziemy jeszcze coś zjeść, niestety czas oczekiwania zbyt duży. Mam ochotę na zimne piwo bezalkoholowe, niestety nie ma :-( To jedyne co mnie zawiodło na tej imprezie. Poza tym organizacja bez zarzutu.

Miałem nadzieję wypić jeszcze kawę ze znajomymi, ale gdzieś mi zniknęli. Trudno, następnym razem. Przede mną jeszcze kilkaset km za kółkiem więc trzeba się zbierać. Kusi co prawda jeszcze zaplanowany na deser koncert Luxtorpedy, ale nie dość, że dziś długa droga, to jeszcze jutro o świcie muszę wstać i ruszyć w kolejną. Jedziemy.

Wchodzimy do auta, włączamy muzykę i pierwszy utwór to... Black Sabbath i.... Iron Man! Czyżby kolejne wyzwanie? Nie, na pewno nie tak jak teraz, bez treningu, bez przygotowania... Na pewno nie szybko... :-)

Wracamy zmęczeni i super zadowoleni... :-) Jeszcze tu wrócimy :-)

Mamy to! © djk71

Kilka zdjęć pobranych z FB Hernik Team ;-) Dziękuję :-)

Uwaga techniczna: Jako, że nie da się tutaj wpisać kilku dyscyplin jednocześnie, to tu wpisany jedynie czas etapu 2 - roweru (najdłuższy). Ze względu na statystyki, biegi uwzględnione są w osobnych wpisach (etap 1 i 3).


Z oficjalnych wyników:
Bieg 1: 1:06:21
T1: 0:03:01
Rower: 2:14:50
T2: 0:03:54
Bieg 2: 1:20:52
Razem: 04:48:58

Komentarze (12)

Gorzej kiedy Pożyczającemu się to częściej zdarza :-)

djk71 05:15 wtorek, 9 czerwca 2020

"... Do tego... siodełko lata.... No tak, ostatnio pożyczyłem i wraz ze sztycą i... nie zdążyłem zauważyć, że nie jest przykręcone..."

Ja bym pożyczającemu więcej nie pożyczył ??

Pożyczający 14:11 poniedziałek, 8 czerwca 2020

Powodzenia, każdy debiut to niesamowite emocje :)
Dasz radę :)

djk71 06:54 niedziela, 20 maja 2018

Hej.
Czytam Twoja relacje przed moim pierwszym w życiu startem- big na 10 km.
I wiem, że na podbiegach pomyślę sobie o Twojej mordercze walce. ...
Gratuluję Ci zwycięstwo z samym sobą! !

Gość 06:39 niedziela, 20 maja 2018

Jurek57
Dzięki :-)
Aga
Uwierz, naprawdę nie było łatwo :-) Radość i adrenalina sprawiły chyba, że jakoś się trzymałem po przekroczeniu linii mety.
Dzięki za wszystkie słowa :-) Niestety fenomen ruchu trzeba poczuć, a wielu młodych woli ruszać kciukiem po smartfonie...
Ciekawy blog :-)
limit
Dzięki. Momentami to był lekki horror, szczególnie bólu na mecie się wystraszyłem.
tomstar
Dzięki i gratulacje.
biber
Dzięki wielkie :-)
JPbike
Dzięki Jacku. Zapraszam w przyszłym roku... A może wystartujesz?
Maciej
Dzięki i również gratuluję ;-)
Pocieszające jest to, że nawet Ci byli w czołówce też mówili, że drugi bieg to była walka o przetrwanie. Pogoda też nie pomagała. Do zobaczenia w przyszłym roku :-)

djk71 17:02 piątek, 18 maja 2018

Gratulacje. Też startowałem pierwszy raz i tak jak Ty rzuciłem się na dystans długi. Nawet byłem za Tobą niestety o ile bałem się etapu rowerowego bo tak naprawdę w tym roku to była moja pierwsza jazda o tyle okazało się że trasa super i chyba najmilej ją wspominam. Zresztą pierwszy etap biegowy zrobiłem zupełnie na luzie oszczędzając siły bo nie wiedziałem co mnie czeka więc też było ok ale drugi bieg to faktycznie masakra. W przyszłym roku też jadę z tym że tak jak Ty zamierzam trochę potrenowac na rowerze.

Maciej 16:25 piątek, 18 maja 2018

Brawo Darku za wolę walki i ukończenie wyzwania :)
Gdyby nie to że tegoż dnia byłem w pracy to wpadłbym Ci pokibicować...

JPbike 21:02 czwartek, 17 maja 2018

Wielki szacun dla Ciebie. Gratulacje za wytrwałość. Jesteś Wielki!

biber 14:15 poniedziałek, 14 maja 2018

Gratuluję! Super sprawa. Ja leciałem na dystansie sprint :)

tomstar 06:51 poniedziałek, 14 maja 2018

Lekko horrorem powiało z Twojej opowieści. Gratulacje ukończenia duathlonu.

limit 06:20 poniedziałek, 14 maja 2018

Jeśli tak na mecie wygląda ktoś, kto ledwo stoi, to nie mam pytań! :)
Mocarz z Ciebie, udowodnił swoją ogromną wolę walki. Tacy jak Ty nigdy się nie poddają :).
Wiesz, poszłam na studia, mamy wykłady ze świetnym Prof. ze soft skills. Prof uprawia sport i jest taki sam jak "my". A wiesz co niektórzy studenci /21/23 lata/ piszą? Cyt. "Sport jest dla dzieci!" :)))
Nie rozumiejooo tego co daje sport, jak wewnętrznie niezauważalnie nas umacnia. Wylany pot, pokonywanie słabości jest piękne! Cieszę się Darku, że dzięki Twojej relacji, motywacyjnie zaczęłam dzień :) jesteś moim Mistrzem w pokonywaniu słabości i przeciwności! Tak trzymaj!
A blog jaki Prof prowadzi - może masz ochotę coś fajnego poczytać :) jajkonamiekko.pl

Także Darku, SZACUN za każdy metr do przodu:)

Aga 04:20 poniedziałek, 14 maja 2018

Brawo !!!

Jurek57 20:58 niedziela, 13 maja 2018
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zdraz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]