W imię tradycji
Zewsząd słyszę, że na ulicach i chodnikach gołoledź, ale jako, że zwykle Nowy Rok witałem na rowerze to ubieram ciuchy i ruszam. Jeśli jest tak źle jak mówią to nawet nie próbuję się z nikim umawiać, bo nie wiem ile uda mi się wytrzymać.
Wychodzę przed blok i... jest gorzej niż myślałem. Na wydaje się posypanym chodniku nie potrafię zrobić kroku.
Już przed blokiem ślisko© djk71
Za blokiem na ścieżce w stronę lasu jest podobnie. Nawet nie próbuje jechać, tylko prowadzę rower. Już wiem, spróbuję przejechać symboliczny 1 kilometr i wracam do domu.
Bardzo ostrożnie przez działki i na Krajszynę nawet nie próbuję podjechać. W lesie też ostrożnie. Prędkość 10-12 km/h to maks na co mam odwagę.
Ładnie, ale zdradliwie© djk71
Do tego jest mgliście mimo, że już dawno południe minęło.
Mgliście© djk71
Jadę w stronę DSD. Po drodze mijam spacerującą z kijkami Izę, ale rzucam tylko: "Hej" i nie zatrzymuję się żeby choć złożyć krótkie życzenia. Sorry Iza, ale walczyłem z tym żeby utrzymać pion i z zimnem, które jak zwykle zaatakowało moje dłonie :-(
W DSD spotykam Wiktora z Julką ale też nie ma czasu na dłuższe pogaduchy, oni zresztą też nieźle zmarznięci.
Kawałek dalej wykonuję zgrabny piruet, ale udaje mi się nie upaść. Zupełnie niewidoczna warstewka lodu na ścieżce pod drzewami.
Zdradliwy lód© djk71
Objeżdżam Segiet dookoła i wracam już asfaltem. Dojazd na Helenkę czarny, jednak na osiedlu znów lodowisko, miejscami prowadzę.
Trudno to nazwać treningiem, chyba, że techniki jazdy :-)
Kadencja: 57