Zupełnie przypadkowo zapisaliśmy się z żona na Bieg Trzech Zamków w Będzinie. To pierwszy z trzech biegów, pozostałe dwa odbędą się w Siewierzu i Sławkowie.
Przyjeżdżamy wcześniej żeby spokojnie odebrać pakiety i... zwiedzić zamek. Mały, ale dla miłośników broni musi być ciekawy. Nawet my, choć się na orężu nie znamy przystawaliśmy co chwilę żeby podziwiać niektóre eksponaty.
W końcu ruszamy, Najpierw biegacze, a długo potem (zupełnie nie rozumiem czemu) kijkarze. Mimo, że staram się biec bardzo powoli tętno skacze szybko do 170, 180, by średnia wyszła 185 :-( Niedobrze. Dobrze, że dałem radę całość przebiec (dwie pętle po 2,5 km) ale źle, że tak słabo. Słońce też nie pomagało.
Trening czas rozpocząć. Dobrze, że spojrzałem na temperaturę i nie ubrałem dodatkowej warstwy. Temperaturowo było ok. Natomiast bieg, mimo spokojnego tempa dał mi w kość. Nic dziwnego - kiedy pod domem zerknąłem na średni puls to... gdyby nie to, że mierzony był z paska, to pomyślałbym, że czujnik ześwirował. Mam nadzieję, że to tylko brak regularnych treningów...
Dziś po pierwszym z czterech kółek zaatakował mnie żołądek. Myślałem, ze przejdzie. Nie przeszło. Końcówkę drugiego już musiałem przemaszerować. Ledwo dotarłem do domu. Zupełnie nie wiem co, ale widać coś zaszkodziło. :-(