Odyseja Świętokrzyska - dzień 1

Sobota, 4 października 2008 · Komentarze(12)
Odyseja Świętokrzyska - dzień 1
Wczoraj z Kosmą (moją partnerką na tej imprezie) oraz Andrzejem i Arkiem dotarliśmy do Zagnańska później niż planowaliśmy. Na miejscu okazało się, rezerwacja miejsca w internacie oznaczała rezerwację łóżka, a nie pokoju - czyli jako zespół możemy jedynie spać w oddzielnych pokojach dołączając do już częściowo zajętych pokojów - każde z nas do innego.

Pożyczamy łóżko z sąsiedniego pokoju i lądujemy w pokoju Młynarza i Czarka, a co więcej, zapraszamy jeszcze do naszej 3-osobowej (teraz już 4-osobowej) sypialni Andrzeja i Arka z karimatami. Z "trójki" robi się "szóstka" i… nikomu z nas to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie… szybko znajdujemy wspólne tematy i … integrujemy się przez resztę wieczoru.

Przed snem Andrzej doprowadza do stanu używalności przednią przerzutkę w moim rowerze. Chwała mu za to.

Sobotni poranek wita nas deszczem i niezbyt wysoką temperaturą. Ruszamy na strat. Na miejscu pierwsza niespodzianka. Mapy nie są foliowane - na twarzach wielu osób maluje się niepokój/oburzenie - nic dziwnego leje jak z cebra. My mamy woreczki foliowe i mapnik ale jak się potem okaże to jeszcze za mało.



Po rozdaniu map część osób rusza biegiem po daszek i analizuje trasę. My jako laicy ustaliliśmy tylko, od którego punktu zaczynamy (dziś można zaliczać punkty w dowolnej kolejności). Ruszamy i już wiemy, nie powalczymy - nasze tempo różni się nieco od reszty. Nic to, przyjechaliśmy tu rekreacyjnie, choć trasę wybraliśmy klasyczną (dłuższą).

Już na pierwszym punkcie (12) widać, że ludzie docierają tu z różnych stron i w bardzo różnym tempie. Jest ok tylko okulary zaczynają mi przeszkadzać.

Jedziemy dalej. Na asfalcie wszyscy skręcają w prawo, a my wraz dwoma innymi zawodnikami jedziemy ścieżką prosto. Ignorujemy wczorajsze sugestie organizatorów, żeby unikać ścieżek, że mogą być nieprzejezdne, że mapy są nie zawsze aktualne. Spoko da się jechać. Do czasu. Nagle na malutkim ale błotnistym zjeździe zaliczam glebę. Ja lecę w jedną stronę, rower w drugą. Zbieram bidony i inne akcesoria i ruszam dalej by po chwili znów leżeć w błocie. Chyba od czasów dzieciństwa nie byłem tak wybrudzony. Jedziemy dalej do punktu nr 8. W międzyczasie dowiaduje się, że moja partnerka również zaliczyła glebę. Na szczęście jesteśmy cali tylko lekko czuję dłoń i kolano. Dojazd do punktu to masakra, co chwilę zejście z roweru - błoto w koleinach wydaje się być nie do przebycia. Zaczynają się pierwsze defekty. Na szczęście nie u nas.





Jedziemy na "dziewiątkę". Mimo deszczu i błota, fajna droga, po drodze widzimy kolejne osoby zmieniające dętki. Jeszcze sporo ludzi mijamy w obie strony, choć już widać, że część pojechała innymi trasami (albo tak daleko nam uciekli).

W drodze do "piątki" jest już zupełnie luźno, widzimy jak część osób zaczyna mieć problemy ze zlokalizowaniem dróg i punktów. Na miejscu spotykamy sympatyczną parkę z trasy rekreacyjnej.

Dalej na "jedynkę". Chwila oddechu, bo dość spory odcinek asfaltem. Bez problemów docieramy do punktu. Chwila odpoczynku, czas się posilić, schować okulary, bo bardziej przeszkadzają niż pomagają i w drogę.



Teraz jest ciężko, błotniście, przez las. Dociera do mnie, że z błotem nie można walczyć, trzeba je ignorować. Każda próba ucieczki, zwolnienia, objechania kończy się "tańcem na błocie". Nie zwalniając, jadąc na przełaj zwykle udaje się je spokojnie pokonać.

Okazuje się, że mapa (a właściwie to co z niej pozostało) nie do końca odpowiada temu co jest w terenie. W ostatniej chwili przed popełnieniem prawdopodobnie dużego błędu ratuje nas sugestia zespołu nr 52, który ponoć zwiedził w ciągu ostatniej godziny wszystkie okoliczne krzaki. Dzięki panowie!

Wyjeżdżamy z lasu i w drodze do "dwójki" drodze Monika brzydko zachowała się w sklepie używając wyrazów na "p…". Po wejściu, widząc, że na półkach królują jedynie chleb, mleko i tanie wino Monika pyta starszą panią: "Czy ma pani Powerade'a?" ;)

Do punktu nr 2 trzeba się trochę powspinać. Zaczyna wychodzić zmęczenie. Nic dziwnego, w końcu od kilku godzin przedzieramy się przez błota, w nieustającym deszczu. Nasza mapa już nie nadaje się do użytku. Dobrze, że mamy (jak wszyscy) drugą.

W planach punkt nr 3. Najpierw trzeba zjechać z góry. Nasze hamulce powoli przestają funkcjonować.
Trochę na azymut w końcu docieramy do asfaltu ale po chwili znów się nieco gubimy. Chyba jesteśmy już mocno zmęczeni, poza tym na tym co pozostało po mapach coraz mniej już widać.

W końcu udaje nam się dopchać rowery do "trójki". Już wiemy, że nie zaliczymy wszystkich punktów. Zbyt mało czasu. Za spóźnienie są punkty karne. Niedobrze. Teraz już wiemy, że taką kalkulację powinniśmy przeprowadzić na starcie. Co się opłaca zaliczać, a co można odpuścić.

Odpuszczamy "czwórkę" i jedziemy na "szóstkę". Po drodze posilamy się pod sklepem w Bliżynie. To był rewelacyjny pomysł bo dojazd do "szóstki" to prawdziwa masakra. Przy lampionie dowiadujemy się, że Młynarz z Czarkiem są już na mecie - oczywiście odpuścili kilka punktów. Przy okazji Piotrek sugeruje nam powrót tą samą drogą zamiast brnięcie dalej przez las.

Zgodnie z jego sugestią zjeżdżamy do asfaltu, patrzymy na zegarek i okazuje się, że straciliśmy tu tyle czasu, że trzeba wracać. Już nie zdążymy zaliczyć innych punktów.

Szybka analiza mapy i okazuje się, że za chwilę czeka nas kilka km prostej drogi przez las i będziemy prawie na mecie. Spoko, utrzymując w miarę normalne tempo powinniśmy bez problemów zdążyć na czas. Powinniśmy, ale… nie zdążyliśmy. Jesteśmy 10 minut po czasie. Prosta droga okazała się rzeczywiście prosta ale... pełna kamieni. Dostaliśmy na niej nieźle w d… .Dosłownie.
Przy końcu ochrzciliśmy ją nawet imieniem naszej drużyny - Bułgarskie Centrum…

Zmęczeni ale zadowoleni jesteśmy na mecie. Z trudem doprowadzamy się do porządku





Myjemy rowery (dobrze, że jest taka możliwość) i "olewając" grochówkę lądujemy w pobliskim barze. Wieczór kończymy w naszym małym pokoju, w towarzystwie Kasi i tomalosa oraz mavica i Piotra.

Po pierwszym etapie jesteśmy na 48 miejscu na 85 startujących drużyn. Wynik znacznie powyżej oczekiwań. Okazuje się, że Ci którzy zdecydowali się od razu zrezygnować z części odległych punktów zyskali na tym w klasyfikacji. Nie szkodzi, my przyjechaliśmy tu się dobrze bawić.

Ogólnie dzień był… zajefajny. Zobaczymy co będzie jutro...

Komentarze (12)

bananafrog
Dzięki. Zapraszamy w przyszłym roku na podobne...

djk71 10:30 sobota, 22 listopada 2008

I zabawa, i relacja - super! Pozdrawiam!

bananafrog 08:09 sobota, 22 listopada 2008

Proszę się nie nabijać z mojego hełmu! :D

Mlynarz 00:23 czwartek, 9 października 2008

A ja się smieję jak głupi do sera ;D tzn. jak Kosmacz do Mavica :D
:)

kosma100 23:57 środa, 8 października 2008

jahoo81
Do usług, Fajnie, że się podobało, szkoda, że nie mogłaś być z nami. Mam nadzieję, że nie nudziłaś się w tym czasie... :-)
A faktycznie, to Piotrek na zdjęciu... też nie poznałem ;)

djk71 23:55 środa, 8 października 2008

Jak to dobrze, że już mogłem kask wrzucić do szafy z powrotem. :D

Mlynarz 23:09 środa, 8 października 2008

No i Młynarz się na fotkę załapał :) W tym kasku ledwie go poznałam :D

jahoo81 23:06 środa, 8 października 2008

Ehh Relacja zapiera dech w piersiach :)
Dzięki za fajną lekturę Żelazny Dariuszu :D

jahoo81 23:05 środa, 8 października 2008

Teraz już jesteśmy ciut mądrzejsi :D
Pozdrawiam Partnera :)

kosma100 20:46 środa, 8 października 2008

Ostrzegałem przed tą drogą!
Tak, można było inaczej pojechać i inaczej podejść to całości...

djk71 18:52 środa, 8 października 2008

A tak na marginesie, to nasz pokój sześcioosobowy był cool! :D

Mlynarz 16:10 środa, 8 października 2008

Pierwszy dzień to było coś! :D

Wasza droga "Bułgarskie Centrum" zmasakrowała mnie w niedzielę niemiłosiernie. :)

Tak jak teraz oglądam mapę w domu spokojnie to widzę ile błędów popełniłem i ile rzeczy można było zrobić lepiej. Wciąż się uczymy ale za jakiś czas to powinno zaprocentować. :D

Póki co, najważniejsze jest to, że dobrze się bawimy. :)

Pozdrawiam!

Mlynarz 16:10 środa, 8 października 2008
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa dziki

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]